Majówka trwa, pogoda dopisuje, odpoczywam. Wczoraj byłam na basenie, wygrzewałam się w saunie, a potem relaksowałam się w jacuzzi. Obok mnie była starsza kobieta, która w pewnej chwili zapytała mnie o coś i zaczęła opowiadać o swoich kłopotach. Mówiła o wysokim poziomie cukru we krwi i o rwie kulszowej, która ostatnio bardzo jej dokucza. Postanowiła jednak nie brać żadnych zastrzyków tylko „walczyć” z nią w inny sposób. Dlatego przyjeżdża na basen, ale czasami nie ma się z kim zabrać. Powiedziała, że ma prawo jazdy, ale od śmierci męża nie jeździła samochodem. A kiedy wsiadła za kierownicę po długiej przerwie, spotkało ją kilka niebezpiecznych sytuacji. Parę razy, o mało co, nie spowodowała wypadku i miała nieprzyjemne spotkanie z policjantem, który dał jej duży mandat i dziesięć punktów karnych. Opowiadając mi o tym wszystkim zaciskała mocno pięści i sama zauważyła, że była wobec tego policjanta bardzo harda. Wtedy zapytałam ją: „Na jakiego faceta się pani gniewa?”. A ona zrobiła wielkie oczy i odpowiedziała, że na żadnego. Dopytałam, czy chodzi o męża, ojca, a może syna? Powiedziała, że mąż był w porządku, a ojca prawie nie znała. Dodała jeszcze, że ma dwóch synów, z których jeden radzi sobie w życiu świetnie, a drugi ma same kłopoty.
I tak, kilka spraw stało się dla mnie jasnych… Ta kobieta nie była świadoma gniewu na swojego ojca, którego prawie nie znała. Po moich pytaniach tak się rozkręciła, że opowiedziała mi jeszcze o tym, że kilka lat temu wybrała się w podróż na Białoruś, skąd pochodził jej ojciec. Mówiła, że to od lat nie dawało jej spokoju i czuła, że po prostu musi to zrobić. Dlatego tam pojechała, spotkała się z krewnymi i wróciła, ale… złość na ojca nadal w niej została. Ta kobieta miała w sobie gniew, który wyparła dawno temu, bo nie mogła wtedy zrobić inaczej… Strata, nieznajomość i nieobecność rodzica w życiu dziecka, jest dla niego wielką traumą i ono, by przetrwać, upycha swój ból głęboko w siebie, zamyka swoje serce i ciało, by go nie czuć i stara się żyć tak, jak potrafi najlepiej. Ale niestety, ten ból nigdzie nie znika i jeśli nie zostanie odkryty, przeżyty i uzdrowiony, będzie zatruwał duszę, ciało i życie człowieka, który go w sobie nosi. Co więcej, będzie niszczył także jego dzieci, wnuki i dalszych potomków, dopóki ktoś nie zajmie się nim i go nie wyleczy.
Powiedziałam tej kobiecie, że zajmuję się takimi sprawami i że warto byłoby nad tym popracować. A wtedy, być może, poziom cukru we krwi wróciłby do normy, a rwa kulszowa przestałaby jej dokuczać. Poza tym, mogłaby wrócić za kierownicę i jeździć sobie spokojnie na basen. A ponadto, życie jej syna mogłoby się także zmienić i już żaden mężczyzna w jej rodzie nie musiałby cierpieć za grzechy jej ojca. Dodam, że miała dwóch synów, którzy również mieli synów… To nie jest przypadek, że w jej rodzinie rodzi się tylu mężczyzn.
Piszę o tym, bo wierzę, że ta historia może przydać się także komuś innemu. To nie był przypadek, że spotkałam tę kobietę na basenie. To nie był przypadek, że ona tak chętnie opowiedziała mi swoją historię. To nie był przypadek, że i ja powiedziałam jej o tym, czym się zajmuję i zaprosiłam ją do wspólnej pracy. Czy z tego skorzysta? Nie wiem, ale wierzę, że nawet ta krótka rozmowa w jacuzzi zmieniła już coś w niej samej i w systemie rodzinnym, do którego należy. Mnie również zmieniła i wzbogaciła.
A teraz, już to zostawiam i wracam do swojego życia. Odpoczywam, cieszę się piękną pogodą i dniami wolnymi od jakiejkolwiek pracy…
Ta, jak i inne historie dotyczące systemów rodzinnych, została opisana w książce „Wewnętrzna Przemiana Kobiety”
fot. losandes.com.ar